Recenzja filmu

Sekstaśma (2014)
Jake Kasdan
Cameron Diaz
Jason Segel

Uchować od obejrzenia

Po obejrzeniu "Sekstaśmy" można czuć przesyt bezguściem i najniższego poziomu żartami. Na świecie jest jednak miejsce dla takich filmów i chociaż wolelibyśmy, żeby ktoś jak Jay i Annie próbował
Raz na jakiś czas warto obejrzeć zły film, choćby po to, żeby się zresetować, nabrać dystansu i docenić później te dobre. Seans takiej produkcji może co prawda sprawiać fizyczny ból, na przykład za sprawą ciągłego uderzania się otwartą dłonią w czoło (tzw. "facepalm"), ale nieść może także specyficznego rodzaju radość. Film może być bowiem "tak zły, że aż dobry", czy też po prostu potrzebny nam w danym momencie życia. Obejrzenie czegoś słabego, gdy już brakuje pewności czy nasz gust filmowy jest tak dobry, czy też na świecie nie produkuje się już niczego złego, pomoże rozwiać wątpliwości. Bez obaw, babole wciąż powstają, a "Sekstaśma" w reżyserii Jake'a Kasdana przybywa, by nam to udowodnić!



Jay (Jason Segel) i Annie (Cameron Diaz) są małżeństwem z dwójką dzieci i wieloletnim stażem, które nie czerpie już radości z seksu. Kiedyś byli w tym świetni i byle błahostka stanowiła pretekst dla radosnego grzmocenia. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy, a zbyt wczesny ślub może zrujnować pożycie intymne. By je ratować, para postanawia nagrać tytułową sekstaśmę, która ma w nich przywrócić dawną sprawność. Pech chce, że iPad, którym postanawiają uwiecznić noc swojego triumfalnego powrotu, synchronizuje się ze wszystkimi innymi urządzeniami, będącymi kiedykolwiek w posiadaniu Jaya. Jako że swego czasu hojnie je rozdawał, wkrótce wielu znajomych będzie miało możliwość zobaczenia filmu, który nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego.

"Sekstaśma" rozpoczyna się około dwudziestominutowym wstępem, podczas którego zapoznajemy się z historią seksualnych osiągnięć dwójki głównych bohaterów, a które zakończone jest próbą odbycia długo wyczekiwanego stosunku. Być może pary ze stażem spojrzą na ten prolog życzliwie, odnajdując w nim analogie do sytuacji z własnego życia z jego wzlotami i upadkami, a także zawiłościami, skutecznie blokującymi dalsze pożycie. Może jednak zdarzyć się tak, że znajdujący się na seansie widzowie uznają początek za żałosny i poważnie przemyślą swoje pozostanie na sali. Jeśli zdecydują się jej nie opuszczać, nie czeka ich nic lepszego, z każdą kolejną minutą jednak reżyser coraz bardziej uświadamia sobie fakt zgubności swojego postępowania i próbuje zmienić słabość w atut.



Środkowa część filmu, czyli ta, w której Jay i Annie próbują odzyskać wszystkie kopie nagrania, wypada zdecydowanie najlepiej. Nie znaczy to oczywiście, że jest dobrze, choć trzeba przyznać, że są momenty, w których można się zaśmiać. Jednak facepalm goni facepalm i wkrótce z czerwonymi czołami oraz wyrazami zażenowania na twarzach zagłębiamy się coraz bardziej w tę pełną absurdów historię, zdając sobie sprawę z tego, że to jedna z tych pozycji, na które wolelibyśmy nie wydawać pieniędzy. Od tej opinii nie odciąga nas nawet całkiem nieźle grający Jason Segel, który z całej obsady wypada najlepiej. Udaje mu się zaszczepić w swoim bohaterze przebłyski intelektu, a nawet poczucie humoru, wykraczające trochę ponad koszarowe dowcipy, od których twór Kasdana aż pęka.

Filmowi brakuje wyważenia. Na początku bohaterowie jawią się nam jako niezbyt mądre, myślące tylko o jednym osobniki. W ciągu ich wyprawy dochodzimy do wniosku, że może z nimi nie być aż tak źle, w końcu Annie prowadzi poczytnego bloga, a Jay zawodowo zajmuje się muzyką, więc wygląda na to, że w ich życiu jest coś więcej. To wrażenie zostaje jednak szybko rozwiane, bo kiedy tylko dialogi zaczynają przypominać romantyczne, życiowo-mądre tyrady wkrada się seks, który wyniesiony zostaje na piedestał, jako najwyższa idea i najważniejsza wartość w życiu.



Po obejrzeniu "Sekstaśmy" można czuć przesyt bezguściem i najniższego poziomu żartami. Na świecie jest jednak miejsce dla takich filmów i chociaż wolelibyśmy, żeby ktoś jak Jay i Annie próbował powstrzymać nas przed ich obejrzeniem, to czas im poświęcony nie jest do końca zmarnowany. Jeśli nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności trafimy na seans, warto zagospodarować ten czas myśląc na przykład o tym, jaki ambitny, a przynajmniej dobry film obejrzy się w ramach zrównoważenia jako następny.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Okres wakacyjny pozwala nam na rozluźnienie, odetchnięcie ze spokojem i czerpanie przyjemności z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones