Martin Scorsese osadza akcję tego filmu w XIX-wiecznym Nowym Jorku. Szybki rozrost miasta, napływ imigrantów i korupcja urzędników powodują ubóstwo i bezprawie na dosyć szeroką skalę. Stąd właśnie wywodzi się irlandzki Gang Zdechłych Królików i konkurujący Gang Tubylców. Po jednej z ustawek z rąk szefa Tubylców (Day-Lewis) ginie przywódca Królików (Neeson), a jego syn (DiCaprio) poprzysięga zemstę. Po 15 latach odsiadki w poprawczaku wychodzi aby incognito wszyć się w łaski gangu oprawcy ojca i go zamordować.
No cóż, CGI, kostiumy i brutalność w scenach walk to istny majstersztyk, a Daniel Day-Lewis zagrał fenomenalnie pokazując przy tym przewagę nad pozostałymi aktorami, ale na tym kończy się cała świetność, choćby dlatego, że żadna z innych kreacji nie jest godna zapamiętania. Film jest spoko, miał ogromny potencjał, ale jest odrobinę przydługi i raczej nic nie wnosi w kinematografię XXI wieku. Spodziewałem się dużo więcej po Scorsese.
Dialog warty uwagi:
Prostytutka: Chodź ze mną, Bill.
Bill Cutting: Miałem cię już?
Prostytutka: Nie.
Bill Cutting: Więc nie mów mi po imieniu.