Pierwsza część filmu znakomita. Między innymi dzięki podoficerowi rezerwy Piechoty Morskiej grającemu rolę sierżanta Hartmanna. Facet się fantastycznie odnalazł w tej roli. Podobno mnóstwo tekstów improwizował.
Druga część, nazwijmy ją wojenną, już dużo słabsza. Są fajne, realistyczne momenty ale i są wręcz żenujące. W jednym momencie widzimy Marines przemieszczających się od osłony do osłony a w drugim widzimy doświadczonego zwiadowcę, który wysłany do przodu staje sobie jak słup soli na środku jakiegoś placu, rozgląda się wyprostowany jak struna i obrywa od snajpera.
Najbardziej w tej części podobała mi się scenografia zrujnowanego walkami miasta Hue. Widać że włożono w to mnóstwo wysiłku.
Daję mocne 7/10.
A może właśnie chodziło o pokazanie, że w warunkach wojennych nie ma czegoś takiego jak "doświadczony zwiadowca" (szczególnie w tej wojnie), po prostu strach i stres mogą spowodować że popełni się błąd, który w tych warunkach kosztować będzie życie, warto zauważyć że ci "chłopcy" to często byli rekruci z "łapanki"....
Jeśli tak, to to też się nie udało. Zgadzam się z powyższą oceną: początek genialny, w drugiej części jakby zabrakło mu wyrazistej koncepcji.
Idealnie ujęte.Mi pierwsza część wręcz porwała.Gdy zaczęła się druga część filmu w Wietnamie to jakieś rozczarowanie mnie dopadło
Dokładnie, sceny walki są wręcz żenujące. Chyba żaden żołnierz nie popełnia aż tak banalnych błędów ale myślę że nie o to tu chodziło, to pewien rodzaju pastisz tak na prawdę a i ukazanie ogólnego bezsensu całej sytuacji.
Moim zdaniem to nie jedyny taki film Kubricka. "Odyseja Kosmiczna" to doskonały film o kosmosie, który nie ma ani początku, ani zakończenia. "Lśnienie" też nie ma wyraźnego zakończenia, a to wszystko tłumaczy się jednym zdaniem, że: Kubrick zostawia nam pole do interpretacji. HAHAHAHA xD doskonałe wytłumaczenie pasujące do każdego gniota... ;) Z nazwiska Kubricka zrobiono dogmat.
Nie. Kubrick był po prostu reżyserem wybitnym, wykraczającym poza schematy. Nie jest przypadkiem, że aż tyle jego dzieł zapisało się trwale w historii światowej kinematografii a jednocześnie prekursorsko wytyczały ścieżki kolejnym twórcom.
Typowe dogmatyczno-Kubrickowe gadanie. Ujęcia Kubricka są ładnie wykadrowane, ale są monotonne, nudne za długie. Historie Kubricka mają ciekawy koncept, ale są męczące i nieprzyjemnie przeciągane w czasie co wprowadza widza w dyskomfort, a na koniec daje zakończenie, które nie ma ani puenty ani morału. Byle jakie 5minut z jakiegokolwiek filmu Tarantino ma w sobie o więcej piękna i pasji, i jest o wiele większym i doskonalszym dziełem niż cała filmografia Kubricka razem wzięta.
Moja uwaga odnosi się do wszystkich piszących w tym wątku. Podobała wam się część pierwsza filmu i wytykacie błędy czy niedociągnięcia w drugiej. Naprawdę żaden z was nie dostrzega związku między obiema częściami? Ta pierwsza część powstała nie bez powodu i pokazuje coś więcej niż tylko jednego sadystycznego sierżanta.