PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=6080}

Urwanie głowy

Head Above Water
6,4 2 780
ocen
6,4 10 1 2780
Urwanie głowy
powrót do forum filmu Urwanie głowy

Kolejny z baaaardzo długiej listy amerykańskich filmowych "duplikatów" obrazów europejskich i z innych części świata. Oryginał "Urwania głowy": "Byle nie utonąć" (Hodet over vannet), norweska groteska z 1994.
Ten nowy obraz - rzeczywiście dobry, dzięki udanej obsadzie. Zgrabna farsa unurzana w czarnym humorze. Scenariusz świetny - na szczęście nie okaleczony na modłę Hollywood i podpisany przez autorów oryginału - Skandynawów Eirika Ildahla i Geira Eriksena.
[Komu się Urwanie... spodobało, może również spróbować: Cameron Diaz z rozpędu wystąpiła w podobnej w klimacie produkcji "Gorzej być nie może" z 1998.]
Czasem oglądając tego typu remake'i mam ambiwalentne odczucia. Bo z powodu lenistwa i nieuctwa obywateli kraju o ogromnych możliwościach produkcyjnych - tworzone są niemal natychmiast po premierze (europejskiej, czy innej) wersje made in USA. Powodem jest żałosny fakt, że Amerykanie już nie tylko nie uczą się języków obcych, ale nie potrafią czytać własnego. Dlatego dopuszczenie do rozpowszechniania w USA filmu Z NAPISAMI w ogóle nie wchodzi w grę, a wyprodukowanie własnej wersji wychodzi taniej niż nagranie dubbingu. Powód? - nie tylko z czytaniem angielskich napisów Amerykanie masowo sobie nie radzą, również oglądanie aktorów poruszających ustami w wyraźnie innym języku niż ten słyszany z ekranu (dubbing) wkurza amerykańskich widzów i zniechęca do oglądania.
Tymczasem wypuszczenie takiego "legalnego plagiatu" który raduje przeciętnego amerykańskiego zżeracza popcornu, skazuje oryginalną produkcję na dystrybucyjną śmierć i zapomnienie przez widownię. Nazywam to "legalnym plagiatem", bo czasami maleńką czcionką w ledwo zauważalnym "kąciku" napisów nowej wersji bywa wspomnianie, co było pierwowzorem filmu.
Ilość "uśmierconych" w ten sposób produkcji oryginalnych przyprawia o ból głowy.
Nie mam na myśli remake'ów filmów, od których premiery minęło wiele lat, takich jak np. Widmo FR, Oskar FR, Klatka szaleńców FR, Zapach kobiety IT, albo Człowiek w ogniu FR; lub nowej ekranizacji dawnych filmów, czy seriali TV. Zmianę z wersji TV (dzisiaj często pamiętanej jedynie przez starszych lokalnych telewidzów) na kinową, o ile jest na poziomie - szczerze popieram, chćby Furia 2010 z Gibsonem na podst serialu Na krawędzi mroku z 1985.
Natomiast są filmy, których zamerykanizowane wersje powstają już w 6, 4 a nawet 2 lata po premierze.
Może podam parę przykładów:
Zimne światło dnia (In the Cold Light of Day), EU 1996 - Obietnica (the pledge), USA 2001
Zniknięcie (Spoorloos), FR/HOL 1988 - Zaginiona bez śladu (The Vanishing), USA 1993
Zabawka (Le jouet), FR 1976 - Zabawka (the toy), USA 1982
Pechowiec (La Chevre), FR 1981 - Szczęściarz (Pure luck), USA 1991
Zbiegowie (Les fugutifs), FR 1986 - Trójka uciekinierów /zbiegów (Three fugutives), USA 1989
Goście, goście (Les Visiteurs), FR 1993 - Goście w Ameryce (Just Visiting), USA 2001
Nikita (La femme Nikita), FR 1990 - Kryptonim Nina (Point of no return), USA 1993
Byle nie utonąć (Hodet over vannet), SWE/NOR 1994 - Urwanie głowy (Head abowe water), USA 1996
Funny Games, OST, 1997 - Funny games US, USA 2007
Niewidzialny (Den osynlige), SWE 2002 - Niewidzialny (The invisible), USA 2007
Pozwól mi wejść (Lat den ratte komma in), SWE 2008 - Pozwól mi wejść (Let me in), USA 2010
Dla niej wszystko (Pour elle), FR 2008 - Dla niej wszystko (Next 3 days), USA 2010
Millennium I (Män som hatar kvinnor), SWE 2009 - Dziewczyna z tatuażem (The girl with the Dragon Tattoo), USA 2011.....................itd, itd
Daruję sobie wymienianie przykładów z szeregu azjatyckich horrorów niemal "od ręki" kręconych w nowej "lepszej" wersji USA.
Wniosek: Niektóre z tych remake'ow są naprawdę świetne, ale w końcu liczy się pomysł, scenariusz, wykonanie - w oryginale często doskonałe i całe obrazy zazwyczaj o wiele bardziej klimatyczne niż w nowych wersjach. A tak - te pierwsze wersje, często słusznie zasługujące na miano kultowych, zostają zepchnięte na dystrybutorski margines i zakrzyczane przez zamerykanizowaną przekolorowaną papkę. Szkoda:(

lilo61

"Zimne światło dnia" i "Obietnica" to dwie różne adaptacje tej samej powieści. Więc ciężko tu mówić o remake'u, czy "duplikacie" (?) . Równie dobrze, można by uznać "Zimne światło dnia" za remake filmu Ladislao Vajdy. No i nie uważam, że remake po latach uśmiercały oryginały. Wręcz przeciwnie. Ktoś zgarnia hajs za prawa do autorskie, a i o oryginał może usłyszeć dzięki temu ktoś, kto nigdy by o nim nie usłyszał, gdyby nie remake. Ale fakt, mnie remaki również wkurzają i staram się ich unikać. Choć bywa tak, że oryginał i remake to dwa różne filmy, które się niejako uzupełniają - np. "Zapach kobiety" Risiego i wersja amerykańska - to dwa różne filmy, oba mają swoją zalety, a wymowa jest różna.

kangur_msc_CM

Zimne światło dnia i pozostałe - cztery filmowe i drugie tyle telewizyjnych adaptacji. Pewnie że się różnią - to w zasadzie wina samego autora, bo się nie zdecydował na jedno zakończenie. Było ich tyle na przestrzeni ponad 40 lat. To dobrze - bo w Europie. Amerykanie "odkryli" na przełomie wieków i co? Kupili prawa do rozpowszechniania? pokazali swoim widzom jakie filmy się kręci na starym kontynencie? - nie, zrobili swoją wersję. Nie ważne, że dwie poprzednie były z 1996 i 97. Obie świetne. Nikt o nich nie wie, bo pojawiła się wersja z Nicholsonem. Szkoda :( Tym bardziej, że lubię faceta.
Zgoda - słowo duplikat ma u mnie cudzysłów, a remake nie - a też powinien. Bo mi szczerze mówiąc wszystko jedno, czy one się trochę, czy bardzo różnią. Czy uznamy, że to dwie różne, czy prawie identyczne adaptacje.
Nigdzie nie napisałem, że "remake po latach uśmiercały oryginały". To nie moje słowa. Napisałem coś wręcz przeciwnego: "Nie mam na myśli remake'ów filmów, od których premiery minęło wiele lat [...] Natomiast są filmy, których zamerykanizowane wersje powstają już w 6, 4 a nawet 2 lata po premierze". To już zupełnie inaczej wygląda, prawda?
Bo właśnie o te "szybkie" duplikaty/remake'i/przeróbki czy jak je nazwiemy chodzi. Te nowe wersje "zatłukują" poprzednie. I chociaż trudno w to uwierzyć (nam, przyzwyczajonych do lektorów, napisów, dubbingów) - główną przyczyną jest wersja językowa. Dlatego coraz częściej w Europie kręci się dwie wersje, albo od razu angielską.
To, że " ktoś zgarnia hajs za prawa do autorskie, a i o oryginał może usłyszeć dzięki temu ktoś, kto nigdy by o nim nie usłyszał, gdyby nie remake." - to bardzo, ale to bardzo pokrętny argument. Chory powiedziałbym.
To jak z książką:
Napisz książkę, dla ułatwienia na znany, ogólnodostępny popularno-naukowy temat. Jakiś przewodnik na przykład. Zbieranie materiałów zajmie Ci ze trzy lata. Pisanie - rok. Wydaj ją. Zbierz pochwały, jakieś nagrody.
Za rok pojawi się wydana w USA książka opisująca te same miejsca, problemy, fakty, zdarzenia. W innym języku, trochę pozmieniana i obrazki z innej prspektywy. Wielkie wydawnictwo, kosztowna reklama. To NOWOŚĆ. Zaraz też u siebie dostanie kilka nagród i Twojej książki nikt już nie kupi, nawet w Twoim własnym kraju. Żadnych szans na przetłumaczenie na inny jęzk - już jest po angielsku. Za parę lat nikt nie będzie nawet pamiętał, że ją napisałeś.
Na ostatniej stronie będzie podziękowanie - że Twoja książka była "bardzo pomocna i inspirująca". No i dostaniesz tatntiemy - żebyś się nie czepiał. Tak działa prawo rynku.
Czy te filmy się uzupełniają? - rzadko. Każda europejska komedia, z lokalnym klimatem, lekko nostalgiczna, trochę rzewna, trochę zabawna - staje się dosłowną, ordynarną błazenadą, że tylko boki zrywać. Jak nowy producent się rozpędzi w chęci zaspokojenia amerykańskich gustów, to nawet najsympatyczniejszą komedyjkę zamieni w pierdzącą poduszkę. Z kolei filmy cięższego kalibru - psychologiczne thrillery, dramaty z pourym, albo dołującym zakończeniem, klimatyczne skandynawskie, niemieckie, austriackie, francuskie opowieści otrzymują nowe, lżejsze ubranko. Nagle obsada po korekcie scenariusza wyraźnie zaczyna puszczać do widza oko, albo nagle pojawiają się akcenty patriotyczne (amerykańskie), znienacka przychodzi wybawienie, umierający cudem ożywają, straże ślepną, policji psuje się radiowóz, a wierna wielbicielka w ostatniej chwili wykopuje nieszczęśnika z grobu. Happy end.
Myślę sobie, że czasem lepsze nowe, choćby gorsze życie niż żadne, ale na pewno nie, kiedy jeszcze gwarancja na stare nie wygasła:)

ocenił(a) film na 6
lilo61

Ładny manifest napisałaś, ale w przypadku tego filmu chodziło o nadmiar cycków w norweskim oryginale. Zajrzałem na IMDB i tam piszą, że ta norweska aktorka była topless przez pół filmu. To drastycznie ograniczyło widownię, która taki film może obejrzeć w USA, a zatem i dochody z takiego przedsięwzięcia. Bardzo prosta kalkulacja aby uzasadnić nakręcenie remake odpowiadającego amerykańskim standardom moralności.

I tak jak na warunki amerykańskie film naciska na granice przyzwoitości: Diaz jest chyba cały czas bez biustonosza i w prześwitujących wdziankach.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones